Translate

niedziela, 16 marca 2014

Stojak na bransoletki

Hej;) Mijają prawie 2 miesiące od ostatniego wpisu. Bardzo się cieszę, że jest już ponad 1200 wejść;) Podsumowując ostatni okres mojego życia: Sesja, sesja i po sesji! :D Na szczęście udało mi się wszystko pozaliczać i dalej studiuję ;p Z racji egzaminów miałam  bardzo mało czasu i niczego nie tworzyłam, ale dzisiaj, pomimo paskudnej aury, która co chwilę się zmieniała-miałam tyle energii, że posprzątałam, poćwiczyłam z Mel B, porobiłam zaległe przelewy, uporządkowałam maile i zrobiłam, aż 3(prawie 4) przedmioty DIY! ;) Jednym z nich, a właściwie dwoma się z Wami podzielę już teraz ;)

Pierwszą rzeczą jest tytułowy stojak na bransoletki. Wykonanie było banalnie proste i trwało nawet chyba nie całe 5 minut ;) A do wykonania potrzebne są: 


  •  rolka po ręcznikach papierowych (najlepiej tych z bardzo dużą ilością listków, bo rolka jest sztywniejsza i nie tak łatwo ją zgiąć)
  • materiał
  • klej Vicol
  • nożyczki
opcjonalnie:

  • coś do zaznaczenia wielkości na materiale (u mnie marker)
  • linijka do odmierzenia materiału

Pierwszy krok to oczywiście wycięcie odpowiedniej wielkości prostokąta z materiału, tak aby obejmował cały obwód rolki i końcówki można było podkleić wewnątrz rulonu.




Dopasowany materiał należy przymocować klejem i gotowe ;)
Planowałam jeszcze dodać "nóżki", aby stojak był w poziomie, ale zrezygnowałam z tej opcji ze względu na to, że w pionie zajmuje o wiele mniej miejsca ;)
A tak prezentuje się już po zebraniu prawie wszystkich bransoletek.




Jako, że zostały mi jeszcze skrawki materiału, postanowiłam zająć się jeszcze moimi pierścionkami. Zamiast wrzucać je na chybił trafił do szkatułki-z resztek materiału zrobiłam dla nich przegrody ;)



Kilka takich pasków zwyczajnie zwinęłam w rulonik i włożyłam do szkatułki. Tym prostym sposobem nie będę już miała problemów z szybkim zlokalizowaniem danego pierścionka;)



Na dziś to tyle;) Do następnego razu. Postaram się, aby miał on miejsce w trochę mniejszym odstępie czasu niż ostatnio ;) Pozdrawiam. 

czwartek, 23 stycznia 2014

Dalej mydełka ;)

Dobry wieczór wszystkim ;) Choć dla mnie chyba nie bardzo dobry ;/ Znów, a może raczej nadal jestem chora i jest coraz gorzej... Ledwo żyję, i chcę płuca wypluć... Ale laptopa trzymać siłę mam, więc wykorzystam ten czas na nowego posta. Moja sesja stoi pod wielkim znakiem zapytania, ponieważ opuszczę milion kolokwiów, których zaliczenie jest warunkiem dopuszczenia do niej... Właśnie skończyłam pisać maile do prowadzących z pytaniami, co mam robić... Zobaczymy, co mi odpiszą :( Dzisiaj będzie krótko. Pokażę Wam hipoalergiczną wersję mydlanego serduszka ;)





Jest to moja pierwsza próba, w której nie wykorzystałam spirytusu kosmetycznego, dlatego mydełko mi trochę popękało. Wiórki mydlane to hipoalergiczny "Biały jeleń" ;) Reszta "przepisu" jest identyczna jak w poprzednim poście ;) Dla ozdoby, gdy masa mydlana była jeszcze nie do końca wyschnięta-wetknęłam w nią ususzone stokrotki.

W poprzednim poście chyba zapomniałam dodać, że przy robieniu mydełek można kombinować i dodawać, np. właśnie suszone kwiaty, herbaty owocowe, barwniki spożywcze, zmielone ziarna z zaparzonej kawy, wiórki kokosowe(efekt peelingu), olejki zapachowe i wiele wiele innych;) 

Pozdrawiam Was serdecznie;) Trzymajcie się cieplutko ;) Wkrótce postaram się wpaść z nowymi pomysłami;)

P.S. Dzięki za odwiedziny bloga ;D

sobota, 18 stycznia 2014

Kiepski początek, ale zakończenie udane ;) Domowe SPA ;D

Witajcie ;) Dzisiejszy dzień zaczęłam od biegania... Nie, nie, wcale nie chodzi o trzymanie przeze mnie formy... Po prostu zaspałam i biegałam po domu jak głupia, nie wiedząc co robić... Na szczęście na zajęcia zdążyłam, bo mieszkam blisko uczelni ;p Pobiłam chyba mój rekord -w 15 minut się ubrałam, zjadłam śniadanie !!!, uczesałam i dobiegłam pod salę!!! Jakbym miała mało atrakcji to wrzucony na szybko do torby serek musiał oczywiście się w niej wylać... Czy mi się pomyliły dni w kalendarzu, czy dziś piątek 13? Naprawdę myślałam, że już się nie doczekam powrotu do domu (tego "właściwego", nie wynajmowanego ;P) Choć i w tym wynajmowanym czekała na mnie niespodzianka... Wczoraj sprzątałam całe mieszkanie, w tym myłam podłogi (mamy ustalony grafik sprzątania), a dziś w całym domu BŁOTO!! Buty, z tego co wiem, służą do chodzenia po dworze... Bo w oborze chyba nie mieszkam.. Ale trudno, olałam sprawę i mam nadzieję, że właścicielka to jakoś rozwiąże... Droga powrotna również nie należała do najprzyjemniejszych z racji, że cierpię na chorobę lokomocyjną, a tak się złożyło, że dzisiaj wracałam autobusem (w których zazwyczaj mnie mdli), a nie jak to zwykle bywa samochodem. Autobusy niestety mają to do siebie, że gdy są stare (a na takiego trafiłam) mają taki specyficzny zapach (ja go nazywam "kurzowy";p) , który dodatkowo źle wpływa na mój organizm ;/ Całą drogę (ponad 1,5 h, ale dzięki Bogu, że nie dłużej, bo chyba bym zwariowała) z głośników dobiegały jakże znienawidzone przeze mnie disco polowe hity... 

Ale do domu dojechałam i mój nastrój od razu się polepszył ;D Pojadłam u mamusi, pooglądałam troszkę TV, a nawet pozmywałam! ;p Postanowiłam się trochę odprężyć i zrelaksować ;) Odpaliłam mój kominek ceramiczny, dodałam kilka kropli mojego ukochanego olejku lawendowego i rozkoszowałam się cudownym zapachem ;) Nawet troszkę zadbałam o kondycję, bo zrobiłam 4 km na rowerku stacjonarnym, co uznaje za sukces po tak dobijającym poranku ;p Teraz szykuję się do super kąpieli ze świecami, oczywiście lawendowym olejkiem do kąpieli, solą i..... własnoręcznie robionymi mydełkami !!! 

To właśnie przepisem na nie chcę się dziś z Wami podzielić! ;D 
Oto moje różowe serduszkowe  mydełka o ślicznym zapachu wiśni 








 Sposób na stworzenie takich cudeniek jest bardzo prosty! Wystarczy stopić zwykłe mydło (to, które widzicie wyżej jest najtańszym mydłem z Biedronki, które urzekło mnie swoim zapachem) w kąpieli wodnej. 

1) Mydło należy zetrzeć na tarce o dużych oczkach lub tak jak to zrobiłam ja-ścierać je najzwyklejszymi w świecie nożyczkami ;)
2) Wiórki mydlane trzeba wsypać do słoiczka, obciętej puszki, czy starego garnka-nie polecam wykorzystywania garnków, z których zamierzamy jeszcze jest, bo jest to jednak substancja chemiczna, a przy oddychaniu baniek mydlanych robić chyba nie chcemy;p
3) Następnie naczynko to wstawiamy do garnka z gotującą się wodą i mieszamy, aż do całkowitego stopienia ;) Należy jednak uważać żeby nie przesadzić z czasem trzymania mydła we wrzątku.
4) Aby nieco przyspieszyć topienie można dodać troszeczkę wody lub oliwy z oliwek ;)
5) Gdy mydełko jest już płynne-przelewy je do wcześniej przygotowanej foremki sylikonowej, bądź po prostu jakiegoś pojemniczka po serku itp. Zanim jednak to zrobicie-przetrzyjcie foremkę wacikiem nasączonym spirytusem kosmetycznym, aby zapobiec pękaniu ;) To samo robimy z wierzchu, gdy masa zacznie schnąć.
6) Po lekkim zaschnięciu mydełka zrobiłam w nim dziurkę słomką, co oczywiście nie jest konieczne ;) Miała ona służyć za miejsce przewiązania kokardki, bo uważam, że jest to fajny pomysł na mały prezencik ;)
I oto cała filozofia ;) 

Napiszcie, co sądzicie o takim pomyśle ;D Liczę, że się Wam spodoba ;) Lecę robić maseczki, peelingi i różne inne cuda ;) Trzymajcie się cieplutko, pa! ;)

czwartek, 16 stycznia 2014

Ciąg dalszy tematu rocznicy ślubu ;)

Dobry wieczór ;) Na wstępie znów muszę podziękować za odwiedziny mojego bloga ;D Wiem, wiem powtarzam się, ale naprawdę jest to dla mnie bardzo miłe ;) Jak już wspomniałam w ostatnim wpisie jestem chora, mam zwolnienie lekarskie, a co za tym idzie i odpoczynek od studiów i dużo wolnego czasu, który z chęcią poświęcę na pisanie bloga :) Przyznam szczerze, że trochę mi go brakowało i cieszę się, że mogę to kontynuować, choć teraz już się nie zarzekam, że będę pisać regularnie ;( Niestety teraz priorytet to studia ;/ A jeżeli o nich mowa, to jeszcze po prosektorium żyję i na szczęście nie stałam się nowym obiektem badań moich kolegów i koleżanek z grupy :p Pierwsze kolokwia mam już za sobą, nie mówię, że wszystkie udało mi się zaliczyć w pierwszym terminie, ale jakoś poszło i teraz tylko czekać na sesję i wielki pogrom ;p Ale trudno, jakoś trzeba żyć dalej;p

Jeżeli chodzi o to, czym chcę się dzisiaj z Wami podzielić to lecę po kolei z tym co zaplanowałam przy zaczynaniu przygody z blogiem ;) Żeby niejako kontynuować poprzedni post ( a raczej post w poście;p) pokażę, "główny" prezent rocznicowy, jaki dostali moi rodzice ode mnie i mojego brata, bo oczywiście sama kartka okolicznościowa to tylko dodatek ;)  
Zgraliśmy dla nich film z ich ślubu z kasety VIDEO na DVD, którego ja nawet nie pamiętam (w sensie filmu, bo że ślubu to chyba oczywiste;p), bo mój miłosierny braciszek będąc małym berbeciem karmił biedny i głodny odtwarzacz Video paluszkami ... xD Zgraliśmy, a raczej zrobił to mój chłopak <3 Początkowo chcieliśmy zanieść to do fotografa, ale gdy usłyszałam cenę za zgranie 1h filmu prawie padłam... 






Okładkę zaprojektowałam sama-i tę na płytę i na pudełko ;) Wydrukowałam to na specjalnej folii, którą skombinował również mój chłopak ;p Prezent podobno się podobał (podobno, bo wręczał go mój brat, a ja byłam w tym czasie po drugiej stronie słuchawki ;p)A co Wy myślicie? Chętnie poznam Wasze zdanie na taki pomysł prezentu rocznicowego i samo jego "wykonie" ;) To ja lecę już spać, bo coś się późno zrobiło ;p Dobranoc ;)

Retrospekcja i baaaardzo zaległa kartka na 20 rocznicę ślubu ;)

"Witajcie Kochani! Cieszę się, że mimo mojej dłuższej nieobecność na blogu, nadal ktoś na niego zerka ;) Nie zapomniałam o tym blogu, choć można było tak pomyśleć... Przepraszam za to moje zaniedbanie, ale próbuję, się odnaleźć na studiach (nie jest niestety łatwo...) Ciągle chodzę zestresowana, bo na wielu zajęciach na wstępnie są wejściówki (kartkówki z lekcji w przód-jeszcze nieomawianej). Chociaż nic nie przebije prosektorium.... Tak... Jak to mówi mój prowadzący- "mam przyjemność" pracować z kiedyś żywymi preparatami, a nie tylko plastikowymi modelami... Nie wiem, czy kiedyś do tego przywyknę, ale na razie się na to nie zanosi ;/ Przed pierwszymi zajęciami melisę piłam litrami i nawet melisowe cukierki sobie skołowałam. Oczywiście mało to dało i pół zajęć stałam przy otwartym oknie, skupiając się żeby nie stać się nowym okazem dla studentów. Ale koniec tego tematu, bo samo wspominanie źle na mnie działa. A za 2 tygodnie kolokwium!!! Aż skaczę z radości normalnie... Od poniedziałku zaczynam praktyki w szpitalu, więc może być ciekawie. Mam nadzieję, że się czegoś nauczę, a nie mam tu na myśli parzenia dobrej kawy ;p Rozpisałam się trochę, a tu zaraz pora wracać do Łodzi ;( Jako, że zaraz jadę, a trzeba się jeszcze  spakować, wstawię dzisiaj tylko obiecaną wcześniej kartkę na 20 rocznicę ślubu  moich rodziców;) Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak, jak obdarowanym ;) Pozdrawiam i cześć:) Wkrótce się odezwę;)" 

To, co widzicie wyżej jest postem, który chciałam dodać w listopadzie, ale komputer odmówił mi posłuszeństwa, a do opublikowania wersji roboczej jakoś mnie miałam głowy... Miałam go skasować i napisać nowy, ale pomyślałam, że może jednak go wstawię, żeby wszystko było w miarę po kolei:) 

Długo się nie odzywałam, bo jak już wspomniałam- studia mnie trochę męczą... Jest naprawdę ciężko, choć chyba powoli zaczynam się przyzwyczajać i najgorsze mija :) Aktualnie jestem chora, więc postaram się troszkę nadrobić zaległości:) Pozdrawiam i do następnego (mam nadzieję, że nie po następnych 3 miesiącach;p) wpisu :)

P.S. A to niżej, to kartka dla moich rodziców, do której użyłam również wygranych scrapek z kilku postów wstecz ;)